Ostatnio oglądałem ten film bodaj 10 lat temu (na polsacie był) i miałem miłe wspomnienia. Sympatyczna komedia z lubianym aktorem (Feldman) i charakterystycznym 'boskim' klimatem.
Teraz, po obejrzeniu ponownym, stwierdzam, że to nie tylko komedia, co wręcz ostra satyra na społeczeństwo.
Nieskalany, niewinny mnich, który umie rozróżniać dobro od zła, wychodzi z murów klasztoru, by wkroczyć w świat zepsucia i grzechu.
Ten film powinien być popularny zwłaszcza teraz w Polsce, ponieważ porusza on dość popularny w Stanach (no i u nas też) problem tzw. 'kaznodziejów telewizyjnych', klechów, którzy podniosłymi słowami manipulują ludźmi, ssąc z nich tyle, ile się da.
Ciekawy jest wątek 'programowania' 'Boga', który jest tutaj komputerem, głupią maszyną. Ambrose mówiąc mu o moralności, spotyka się jedynie ze zdziwieniem. Tak, jakby Bóg zapomniał czym jest dobro czy powinność wobec innych ludzi, i dlatego dopuszczał do ogólnego zła, oszustwa.
Świetna komedia, inteligentna, pełna rozbrajających scenek, stary dobry klimat. No i Marty Feldman, Andy Kaufman i Richard Pryor w roli Boga.