Ten film to pogwałcenie wszystkiego, co ciekawe, intrygujące i tajemnicze w (domniemanych) egzorcyzmach. Sacrum, mrok i tajemniczość tematyki zostało przerobione na totalnie zamerykanizowane, schematyczne gówno. Apogeum nieporozumienia osiągnęła scena, kiedy ten młody ksiądz wychodzi z pokoju zrezygnowany, nie wierzy w siebie, z dupy pojawia się ta kobieta i sprzedaje mu jakieś banalne, puszyste tekściki, znane z amerykańskich filmów familijnych o nieśmiałych chłopcach, którzy wstydzą się wyjść na scenę/boisko:"nie jesteś sam", "musisz w siebie uwierzyć", "jesteś tu po coś". Wtedy chłopiec zaczyna w siebie wierzyć, wychodzi na scenę, mówi wierszyk i wszyscy wiwatują. Koniec filmu. Jedyna dobra rzecz w tym filmie to Anthony Hopkins, który jak zwykle doskonale gra obłąkanie, szaleństwo, perwersyjność.
Popieram, film mi się do pewnego momentu nawet podobał (bardzo oldschoolowe, powolne budowanie atmosfery)... a tu nagle taka kupa. Brrr.
"Ten film nie miał za zadanie rozbawić was i postraszyć, ten film miał pokazać pewną prawdę i pokazał."
"Pokazać pewną prawdę" to mają za zadanie niszowe produkcje dokumentalne, a nie wysokobudżetowy hollywoodzki film. Zresztą, nawet jeśli tę prawdę przekazuje, to najpierw musi być dobrym filmem, bo - niespodzianka - to najlepszy sposób, żeby dotrzeć do widza.
""Pokazać pewną prawdę" to mają za zadanie niszowe produkcje dokumentalne, a nie wysokobudżetowy hollywoodzki film. "
Absolutnie się nie zgadzam. Nie można arbitralnie odbierać tej szansy wysokobudżetowym filmom. Zgadzam się, że dobry film lepiej dociera do widza. Nie będę ukrywał, że na początku oglądania spodziewałem się, że zrobią z filmu coś kiepskiego. Ale co mi się spodobało to fakt, że po pierwsze oparty na faktach. Po drugie ukazujący bardzo dobrze życie i pracę egzorcysty. Egzorcysta to nie jest magik, ale człowiek z krwi i kości żyjący blisko Boga. Wyrzuca demony jego mocą, czasem się czegoś od nich dowiaduje. Widzi różne nadnaturalne sytuację, ale nie rajcuje się tym. Nie fascynuje się sztuczkami diabła, ale wyrzuca go precz i idzie dalej. W wywiadach z egzorcystami też to widać, czasem coś wspomną o jakimś szczególnym przypadku. Ale przede wszystkim skupiają się na ostrzeganiu ludzi przed okultyzmem, magią etc. Nawołują do nawrócenia i przemiany życia. Koleś, który założył ten temat napisał:
"Ten film to pogwałcenie wszystkiego, co ciekawe, intrygujące i tajemnicze w (domniemanych) egzorcyzmach. Sacrum, mrok i tajemniczość tematyki zostało przerobione na totalnie zamerykanizowane, schematyczne gówno"
I stąd mogę powiedzieć, że to on gówno wie o egzorcyzmach i chyba gówno ma w głowie skoro pisze domniemane, skoro nie wierzy w to co mówi Kościół to po co potem pitoli o jakimś mroku i tajemniczości. Po drugie kompletnie się myli, mimo, że gówno wie to się wypowiada, że coś zostało zamerykanizowane. Właśnie nie zostało zamerykanizowane! Ja uczestniczyłem kilka razy w egzorcyzmach, znam osobiście bliską mi osobę, która była zniewolona kilka lat i film dobrze oddaje grozę sytuacji - oczywiście końcowa scena walki może być trochę przerysowana, ale generalnie film nie jest ściemą. To nie jest jakaś magia i latające szklanki. To jest tragedia i koszmar.
Tylko że tutaj są dwie wersje:
a) film, który pokazuje prawdę o egzorcyzmach, bez koloryzowania, ściemniania jakie to romantyczne, mroczne, jaka to walka dobra ze złem, ach och. Też jestem wierząca, więc sam pomysł mi się podoba (jak i wplecenie w film starego jak samo chrześcijaństwo dylematu - skoro istnieje Szatan, musi istnieć i Bóg).
Niemniej, jak na taki film, to trochę za dużo tu holywoodzkich schematów i trochę za dużo efekciarstwa. Bardzo na poziomie jest natomiast cała oś fabularna, choć to raczej nieprawdopodobne, żeby do egzorcyzmowania wysyłać niedowiarka, biorąc pod uwagę, że egzorcyści (z Amorthem na czele) to księża ogromnej, praktycznie obsesyjnej wiary.
b) film, w którym Szatan jest tylko figurą retoryczną. Jeden z naszych najlepszych teoretyków kina pisał kiedyś, że w kinie Szatan jest przedstawiany mniej barwnie niż Lassie. Coś w tym jest, ale mniejsza. O to chyba właśnie chodzi autorowi wątku. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zarzuca Bułhakowowi ani Mannowi, że ich wersja diabła nie jest "autentyczna", bo oczywiście nigdy nie miała taka być. W takim aspekcie ten film nie broni się zupełnie.
No i problem tkwi w tym, że Rytuał stara się balansować między a i b... Z takim sobie skutkiem. Zgadzam się, że jest prawdziwszy niż Egzorcysta albo Omen (i, o ile Omen broni się jakąś wartością artystyczną, o tyle największą zaletą Egzorcysty jest plucie zieloną mazią ku uciesze gawiedzi), i to jest jego zdecydowaną zaletą. Jest trochę naiwny i efekciarski, co jest wadą.
Chyba jest trochę tak jak pisze. Widocznie jak skupiłem się bardziej na "a" i podświadomie odrzucałem wszystkie niedociągnięcia a także momenty gdzie film wchodził na "b". Ja odebrałem to tak, że wersja "a" walczy z "b" i w pewnym momencie "a" bierze górę.
Egzorcysta to mój ulubiony film w tej tematyce i muszę powiedzieć, że największą zaletą Egzorcysty jest gęsty klimat filmu i atmosfera obcowania z nieznanym, przy tym jest to rasowy horror w którym nie ma miejsca na rozładowanie napięcia. Jeśli z tego filmu najbardziej zapadły Ci w pamięć zielone rzygowiny to polecam obejrzeć go jeszcze raz :)
Z bzdur i rojeń nic nie można zrobić. I nie ważne, czy będzie to amerykańska, azjatycka, czy europejska produkcja.
Ludzie wierzą w pierdoły i o tym jest ten film,
Pod bluzkami, na młodych ciałach, szukają Szatana. Umazane w świętych olejach palce, wpychają w miejsca intymne. Ofiarom krępują nogi i ręce, czasami kładą się na nich, innym razem... gwałcą. Z tortur robią widowisko z widzami. To nie jest opis horroru. To historie ofiar polskich egzorcystów. Przerażające świadectwo Ireny, która była latami egzorcyzmowana, przedstawili w swojej książce Małgorzata i Artur Nowakowie w książce «Żeby nie było zgorszenia. Ofiary mają głos.»
Anneliese Michel jest jedną z najbardziej znanych ofiar religijnej dewocji. Jej śmierć w męczarniach sprawiła, że w wielu państwach zakazano egzorcyzmów.