Wspaniały film, super historia, cudowna muzyka !
Jamie Foxx to sobowtór :)
kawał świetnego kina, Oscar dla Jamiego w pełni zasłużony , jedna z najlepszych biografii jakie widziałem
Bez Foxx'a film nie byłby już tak świetny. Zdjęcia, kostiumy (i charakteryzacja), prowadzenie fabuły, no i muzyka! - bardzo dobre, ale to kreacja Jamie'go czyni ten film tak dobrze skrojonym:)
Zgadzam się z przedmówcami. Wczoraj oglądałem film po raz drugi - podobał mi się tak jak za pierwszym razem. Zdaję sobie sprawę, że nie sposób opowiedzieć całe długie i bogate życie Raya w jednym filmie, ale właśnie przed chwilą zerknąłem na życiorys (właściwie to wypunktowane kilkanaście/kilkadziesiąt faktów z życia) - na wikipedii - to szeroko otworzyłem oczy ze zdziwienia ... W filmie nic nie było o pierwszym krótkim małżeństwie Raya z Eileen Williams oraz o pozostałych dzieciach w liczbie 9 (!!!) z ośmioma kobietami. To się chyba nazywa magnetyczna osobowość ...
Film tak dobry że można oglądać wiele razy, przynajmniej jest tak u mnie :)
Ja też wczoraj przeczytałam życiorys i byłam zszokowana ilością matek jego dzieci. Wiódł bogate życie pod każdym względem :)
Bral narkotyki, robil dzieci gdzie popadnie, robil co chcial. Czesto zachowywal sie jak dziecko, nieodpowiedzialnie. Ale pieniadze i slawa mu na to pozwalaly :) Wiec nie bylo wiekszego problemu.
Jamie Foxx był zawsze traktowany przeze mnie jako aktor, który... zbytnio nie rzuca się w oczy. W każdym razie zapominałam o jego istnieniu wśród całej plejady ciekawszych bądź mniej ciekawszych gwiazdek, a filmy, które z nim oglądałam, przyznam się szczerze, nie powaliły mnie na kolana.
Natomiast Ray, hm, zbił mnie z nóg. Byłam zmęczona, godzina dawała się we znaki i w dwóch momentach już po prostu przysypiałam, ale nie, obiecałam sobie, że obejrzę do końca, bo warto. W każdym razie... świetna produkcja. Wyżej wspomniany Foxx spisał się na medal i w zasadzie idealnie odtworzył postać Charlesa - ażeby zagrać niewidomego wirtuoza i nie dać plamy, trzeba wzbić się na wyżyny.
Co jeszcze? Zainteresowałam się jego życiorysem. Był barwny, pełen emocji, smutku, dobitnych wrażeń - od lat dziecięcych aż po kluczowe sceny na odwyku.
I szczerze powiedziawszy, gdyby nie brał tego gówna, teraz nie moglibyśmy słuchać jego dopieszczonych pod każdym względem kawałków. Coś w tym chyba jest - na haju człowiek doznaje inspiracji i widzi rzeczy, które osobnik poczytalny nigdy nie dostrzeże.
Nie zgodzę się. Ray był po prostu genialnym muzykiem, narkotyki nie mają tu nic do rzeczy.
W porządku! Charles to genialny muzyk, jednakże narkotyki były swego rodzaju wizją, która być może w stanie całkowitej poczytalności miała węższy zakres.
Generalnie mam na myśli cały koncept. Bo mieć słuch, głos i całą resztę to jedno, a tworzyć i kreować coś zupełnie nowego czy nieznanego, to drugie.
Może dlatego, że sporo napatrzyłam się na heroinistów stoję na stanowisku, ze narkotyki raczej zubażają niż wzbogacają. Ale ok, w zasadzie to i tak nie wiemy jaki by był i co tworzył bez heroiny.