Nakręcona na potrzeby telewizji biografia Jayne Mansfield - mocno sztampowa i operująca kliszami, niestety. Schemat ten sam, co w 99 % tego typu produkcji: najpierw wyboista droga na szczyt, pięć minut sławy, a potem - równia pochyła. Twórcy nawet nie starają się wyjść poza ramy gatunku, czego efektem jest produkcja w najlepszym razie przyzwoita. Ciekawostką za to jest bez wątpienia duża rola Arnolda Schwarzeneggera, jeszcze sprzed pierwszych poważnych propozycji - jego drewniana gra i koszmarny akcent wprowadzają tutaj element komizmu, co w znacznym stopniu ożywia tą akademicką pracę na temat zadany. I to też w zasadzie jedyny poważny (sic!) powód, aby sięgnąć po ów tytuł.
Fakt, Arnie wypadł w tym filmie mało przekonująco. Co ciekawe, bo w kilka lat młodszym "Stay Hungry" zagrał naprawdę przyzwoicie.
No wiesz, Arniego akurat nie ogląda się dla dobrej gry aktorskiej. Ogląda się go dlatego, że... jest Arniem,)
Fakt, tym niemniej w chwilach, w których wyrykiwał "I love you" byłem bliższy śmiechu, niż wzruszenia, a chyba nie o to twórcom chodziło ;)
"Jaynie, we've been through this before..." (I don't even know how to spell it like Arnie,)
i jeszcze perełka nad perełki:
"Aghhh, now I know it's the vodka speakin'"
Akcent jest, ale nie czepiałabym się tak bardzo, bo Arnie miał świadomość niedostatków i na pewnym etapie zapisał się na kurs. Kiedyś mało go nie wyrzucili z knajpy, kiedy powiedział do kelnera, że chce tego 'garbage' ('śmieci') zamiast 'cabbage' ('kapusty') ;) Serio zaliczył taką wpadkę. Ja po jakichś 13 latach nauki angielskiego jako prymus musiałam zmienić każdy wypowiadany dźwięk, bo okazało się pod okiem fachowca, że lokalne standardy wymowy lektorów nie pokrywają się ze standardem brytyjskim. Więc co nieco rozumiem.