witam snobistyczne duszeczki
znudziło się wrzeszczące hollywood?
superancko się składa, bo wczoraj miałam nieprzyjemność uczestniczyć w seansie filmu o gotowaniu („niebo w gębie”)
trudno mi znaleźć analogie między tymi dwoma dziełami.
cudowna gra aktorska, piękne ujęcia, rażące kolory i głęboka treśc vs nachalne wymienianie coraz to dziwniejszych potraw przez 1,5h.
kochani, analogia odnaleziona. film tarra może zostać śmiało okrzyknięty mianem „nieba w gębie”.
dawno nie widziałam tak smakowitego filmu, w dodatku nafaszerowanego tak wielką ilością metaforycznej tresci
(¿czy nie brzmi to paskudnie i płytko?)
moi mili, moje rozumowanie skupia się na scenariuszu, w którym (obdarzony jakże pięknym spojrzeniem) wieloryb jest bóstwem. wiecie, vis maior, te sprawki. jego oko zmusza mnie, aby podświadomie uważać go za opatrzność. mamy gościa fanatycznie wpatrzonego w wieloryba, wszystko się zgadza*
kolejny element wspierający koncept biblii jako osi filmu to te zachwycające psychiatrykowe sceny. nie jestem pewna czy to babilon, wieża babel czy może jakieś odwołanie do przykazań. ale zagrało to w mojej głowie; rezonuje właśnie z treściami typu biblijne.
podobał mi się tez taniec prostych pijaczków, którzy ułożyli sobie w główkach, ze są planetami. to jeden z moich ulubionych filmowych momentow. podoba mi się wizja, ze ludzie znajdują czysta radość i natchnienie w zabawe w układ słoneczny. kiedyś tez spróbuje
dobranoc !
—————
*dobrze, ze wieloryb jest szary a nie niebieski hihi
czy polecilabys ten film komus kto nie jest generalnie fanem "slow movies"? chodzi mi o te rzeczy pokroju tarkowskiego, boje sie ze film sie nie obroni i bedzie miec przydluzone ujecia oraz kadry, co w finalnym wypadku sie znudze