Ja i tak do końca mu kibicowałem, bo to co mówiła ta dziewczyna nie miało sensu. Pobity koleś przez kolesia na prochach, zgwałcona dziewczyna, dodajmy do tego zaginioną i nie zgłaszają tego... gadka, że policja im nie uwierzyła... zarówno ta niby gwiazda i ten prezenter to nie jest nikt ważny, kto by coś tuszował?
Potem mamy mordowanie niewinnych ludzi, a nawet winnych się nie morduje, co pokazuje, że ci ludzie normalni nigdy nie byli, ten prezenter morderca wyświadczył światu przysługę, że zabił tych psycholi.
Z tego co prezenter powiedział "w czasie przyznania", nikogo nie zgwałcił tylko zabił tę dziewczynę, bo spanikował... ludzie niestety tak mają, że potrącą kogoś i panikują, to nie świadczy o tym, że ktoś jest mordercą. Oczywiście niby potem jest pokazane jakim to wyrachowanym mordercą był, ale to już naprawdę scenarzysta popłynął. No i ta córka... ojciec wraca jej ratować życie... a to się obraziła. Tak jakby do strażaka mieć pretensje, że rozwalił ci drzwi i zalał mieszkanie, aby ciebie uratować. Jakby był tym bezlitosnym zabójcą, to by córkę zostawił, a sam nie ryzykował tego, że albo go zabiją albo zmuszą do przyznania się. Naprawdę scenariusz na koniec jest bardzo niespójny z pierwszą dość ciekawie zaprezentowaną treścią. Wg mnie mogło się to skończyć lepszym twistem, że kobitka sobie wszystko wymyśliła (znaczy, że to był ta gwiazda i prezenter... mogli to być inni, ale mniej ważni) i namówiła do tego tych dwóch do zemsty, a ten bez zębów był po LSD i nic nie pamiętał, więc mu wszystko wmówiła. A dziewczynę sama zabiła. Może naciągane, ale przynajmniej jakaś spójność byłaby zachowana, mimo twistu.

to mi teraz zepsułeś światopogląd :( taka ładna a taka patologia...