PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=469476}

Diuna

Dune
7,7 156 692
oceny
7,7 10 1 156692
7,3 53
oceny krytyków
Diuna
powrót do forum filmu Diuna

Muszę zapytać, bo głosy na temat tego filmu są tak rozbieżne, że nie mogę wyjść z podziwu jak różnić może się odbiór. Sam ten fakt pokazuje, jak mi się zdaje, że jest to jednak wielowymiarowe dzieło, które nie jest łatwe do przetrawienia ot tak na jeden seans.

Zabawne, jak różnią się opinie wśród tych, co czytali oryginał i laików w tej kwestii fanów i antyfanów wersji Lyncha, fantastyki, space oper, blockbusterów, Chalameta, no czegokolwiek jeszcze, na tym forum ludzie z każdego podzbioru się w opiniach o tym filmie różnią.

Raz ktoś pisze, że nudne i rozwlekłe, puste i poprawne, inny że przepełnione pięknem i głębią niedopowiedzeń. To znów że postaci i role świetne, a ten zaś, że nie mają nawet czym się popisać. Jeden, że muzyka przeokropna, powrzucana byle jak, drugi docenia kunszt wgniatającego w fotel zgrania muzyki z całą warstwą dźwiekową i obrazem. Ktoś mruczy, że no tak, Diuna nieprzekładalna na ekran, ktoś zachwyca się że reżyserowi udało się przekazać styl narracji oryginału.

I bądź tu mądry, człowieku.

Od siebie tylko dodam, że wyleczyłem się dawno w młodzieńczego krzyczącego buntu wobec adaptacji istotnej dla mnie literatury na ekran i potrafię docenić i Diunę Lyncha, i Villeneuva, jak również zrozumieć że w masowym kinie odznacza się doczesność, w której tkwimy i nie przeszkadzają mi już od dawna zmiany postaci czy nawet grzebanie w wydarzeniach, byle wydźwięk mniej więcej się zgadzał. Dlaczego? Bo to jest ADAPTACJA. Nie ekranizacja stron książki. Reżyser może sobie interpretować jak chce. Przy czym ciąży również na nim specyfika oryginału. A Diuna to nie jest giętka, żwawa literatura i taki jest też ten film stety, niestety. Właściwie nawet jest bardziej poważny niż oryginał. Oczywiście to taka uwaga dla czytelników.
A jak ktoś woła o niepoprawne kino, to ma w czym wybierać, repertuar przebogaty.

Większy problem jest w kwestii stylu Villeneuve'a. Gość robi przepiękne, elegancko-wystylizowane kino, pewnie bardziej dla ludzi wrażliwych estetycznie niż - powiedzmy - emocjonalnie, z braku lepszego słowa. To jest przeestetyzowane, ale oszczędne wizualnie i nie budzące kontrowersji kino. Gładkie i harmonijne, ale "dojechane" szorstkim współczesnym charakterem muzyki Zimmera, co może rodzi zgrzyt u wielu, ale to jak precyzyjnie zmontowane jest to z resztą filmu i jak gra cisza i ambientowe nuty, dla mnie zasługuje na uznanie.
Tyle, bo te sprawy jakoś najbardziej mnie ruszyły.

HUtH

Najlepszym wyznacznikiem wielkości filmu jest po prostu to, czy chciałbyś zobaczyć go jeszcze raz. Są filmy SF, które oglądałem wiele razy i chętnie wracam do nich. Filmy, w których obrazie, muzyce, w opowiadanej historii zatapiasz się i snujesz rozważania filozoficzne. Niestety "Diuna" do nich nie należy, pomimo zainwestowania w niego tak ogromnego budżetu.

ocenił(a) film na 8
fanick

Ale to jest w dalszym ciàgu Twój wyznacznik i nie koniecznie reprezentatywny bo ja np bardzo chętnie ponownie obejrzę Diunę .

Tomi70

Przyrównując do siebie filmy pod kątem środków jakimi dysponowali twórcy, to niestety "Diuna" nie wyróżnia się czymś niezwykłym na tle innych filmów SF z budżetami o wiele mniejszymi, ba, porównując chociażby z innym filmem tego twórcy pod tytułem "Arrival". W "Diunie" nie zobaczyłem niczego nowatorskiego, a wręcz zapożyczenia z innych filmów. A wyznacznik materialny jest już obiektywnym miernikiem twórczości.

fanick

To dlatego, że Arrival jest na podstawie oryginału Teda Chianga, który nie musi pisać wielkich sag sci-fi, żeby swoimi świeżymi pomysłami zupełnie rozwalać ludziom umysły. Aczkolwiek uważam, że Arrival jest średni, bardzo mi się nie podobała konstrukcja fabularna, nic nic nic, nagle coś się dzieje i sruuu mętlik aż do końca. A może nie lubię po prostu tej aktorki hahaha.

HUtH

No widzisz, a w moim odbiorze "Arrival" trzyma widza od początku do końca w napięciu i wyczekiwaniu następnych scen.

fanick

Hmm może mnie poniosło, bo za długo chyba ten mój powrocik na filwebie trwa i udzieliła mi się tutejsza ekspresja wypowiedzi. Rzeczywiście napięcie jest, tylko że nie wrył mi się ten film w głowę i przede wszystkim pamiętam go z pięknych obrazów i właśnie zmąconego tego trwania w melancholijnym oczekiwaniu przez końcowy natłok kolejnych objawień. W Blade Runnerze kojarzę, że było nierówno i w Diunie też dzieje się coś z tempem tak na godzinę do końca. Ok są to bardziej rozbudowane fabuły, ale moim zdaniem coś nie zawsze się udaje z montażem u Villeneuve'a, tylko że paradoksalnie w Diunie to, że akcja "siada" jakoś mi dobrze zrobiło po tych wszystkich wybuchowych kulminacjach.

ocenił(a) film na 8
fanick

Akurat na „ Arrival” się raczej zawiodłem . Im dłużej trwał tym było gorzej .

fanick

Szczerze to poszedłem drugi raz do multiplexu już, żeby nacieszyć oko, bo ten film jest po prostu do oglądania w dużym kinie. Ja jestem rozłożony połączeniem muzyka-dźwięk-obraz-kostium, no tym wszystkim co filmowe, a nie opowieścią, bo jakoś nie potrafię zawiesić swojej pamięci i podejść do tego na sucho, odbieram historię za aż za bardzo poważnie wierną. Ok, nie jest to dzieło do dalszych rozważań, tyle że jakoś długo również książka dla mnie taka nie była, właśnie dopiero u Fremenów zaczyna być ciekawie. Są sprawy, które mi się nie podobają, ale jako całość to kupuję. Może miałem akurat oczekiwania takie, że film je spełnił(choć po trailerach, to mi trochę opadły), a inni spodziewali się czegoś innego, że mocno krytykują? Nie widzieli Villeneuve'skiego Blade Runnera z jeszcze mocniejszą muzyką? Po prostu wolą filmy co mają więcej człowieka, ciałka i energii emocjonalnej? Dla mnie to jest na plus, że właśnie to wszystko takie wystylizowane, sterylne i wielgachne, nawet znoszę ładne buźki, sztywność gry, poprawność i inne grzeszki. Ciekawe jak będę odbierał ten film za 10 lat, może się okrutnie zestarzeje i będzie bił tandetą po oczach? Zobaczę, jak dożyję :)

ocenił(a) film na 6
HUtH

Akurat Blade Runner sie udal temu rezyserowi,juz scena otwierajaca trzyma w napieciu,cala historia jest angazujaca a muzyka nie jest bonbastyczna i nie przytla,nie wypelni prawie kazdej sceny.

aronn

Akurat początek Blade Runnera to jest mistrzostwo(i kilka kolejnych niesamowitych sekwencji ten film posiada), wspomniałem o Blejdzie ze względu na to, że jest również wielkobudżetowym, ale i mocno "Villeneuve'skim" filmem, podobieństwa z Diuną są oczywiste, ale akurat muzyka nie jest tak wielowątkowa i przenikająca film jak w Diunie moim zdaniem. To nie jest tak, ze ja nie lubię tych świdrujących dźwięków z Blejda, ale np. w końcowej walce było tego za głośno za długo jak w Batmanach Nolana. Natomiast w Diunie jak jest cisza, to po prostu aż ją słychać, bo ciągle albo jest jakiś wypełniający atmosferę podkład, albo wyraźny motyw, albo dramatycznie mocne uderzenie przy akcji, ale nie za długo. Najlepsze natomiast, to z jednej strony momenty z różnymi ambientami(sporo tego, ale chyba najlepsze w reakcji na przyprawę albo gdy wzlatują nad burzę Coriolisa), a z drugiej te wszystkie z głębi wynurzające się basy, drżenia, szorowanie piachu o metal, industrialne zgrzyty, chociażby w scenie z kombajnem, kiedy zepsuta zgarniarka zaczyna odłączać zaczepy, właściwie nie wiadomo dlaczego Paul i kamera kieruje na to perspektywę i może to nic spektakularnego, ot jakieś mechaniczne łapy puszczają, tylko że cała sekwencja odłączania, wciągania i chowania jest tak rytmicznie udźwiękowiona, że właściwie brzmi to jak industrial Zimmera. Można się zastanawiać po co na to wydano kasę, chyba ma ta scena pokazać, że te brzydkie maszyny i wszystko co z nimi związane, są kluczowe dla zrozumienia specyfiki tego świata i przygotować na kolejne szorstkie nuty.

ocenił(a) film na 6
HUtH

Serca.
Oczekuję serca.
Dla opowieści.

Spore oczekiwania wobec tego filmu, może zbyt wygórowane, sprowokowała osoba reżysera filmu. Kanadyjczyk zrealizował wcześniej spełnionego "Łowcę androidów 2049" i chyba wpadł w samo-zachwyt, bo właśnie z tą narracyjną strategią podszedł do "Diuny". Wszystko kontempluje.
Zapominając o tym, czym jest „Diuna”.
To baśń.
To opowieść o księciu, który traci swoje królestwo, przyłącza się do rebeliantów, by walczyć u ich boku z tym samym wrogiem i po drodze zdobyć serce pięknej buntowniczki, z którą doczeka się zapewne pięknego potomstwa.
Tylko tyle i aż tyle.
Banał jakich mało?
Baja dla dzieci?
Jedno i drugie.

Nie jest to jakiś tragiczny film, nie nudzi ani przez chwilę, ale jest, z racji powyższych, tak niesłychanie płytki, wszystko jest tu tak ociosane, podział na dobro i zło tak ostro zarysowany, bez niuansów, bez wątpliwości (król Atrydów jest dobry, bo jest dobry, jego żona jw., Imperator z kolei jest zły, bo jest imperatorem. Harkonennowie są źli, bo okupują i łupią Arrakis. Atrydzi dobrzy, bo … tak,
i tak dalej i tak dalej…
Ten film nie udziela wielu odpowiedzi na nasuwające się podczas seansu pytania. A nie udziela ich, bo nie zadaje pytań. Wszystko trzeba przyjmować na wiarę. To baśń.
A skoro tak, warto było postawić na widowisko. Na spektakl. Tymczasem dzieje się tu niewiele. Reżyser przez blisko 1,5h rozstawia figury szachowe, by potem doprowadzić do w gruncie rzeczy prostego rozwiązania fabularnego (zresztą, może ta książka jest taka - płaska jak diuny).
Reżyser kontempluje wszystkie sceny, jakby kręcił jakąś głęboko uduchowioną opowieść. Tymczasem jest ona bardzo (sic!) przyziemna. Chodzi o Przyprawę. Substancję. Chodzi o pieniądze. O stan posiadania. O materializm.
Z tej jałowej kontemplacji reżysera nad pustką duchową własnego przedsięwzięcia (może ten film jest taki pusty, bo książka jest taka i mimowolnie obnaża to?), wynika jeszcze jedno - brak katharsis.
Nie ma szans na oczyszczenie, bo nie ma skąd się ono wziąć.
Kontemplacja, pejzaże, widoczki, statki, przestrzenie - to pusta ekspozycja, za którą nie kryje się nic.

Poza bajką o księciu, walce o utracony tron i poszukiwaniu księżniczki.

Koronnym dowodem na to są wszystkie spotkania poszczególnych bohaterów z osławionymi czerwiami. Czerwie te nie budzą żadnego lęku, żadnej trwogi. Ale… nie mogą. Dla reżysera filmu są… piękne. Zamiast przed nimi przestrzegać, zachwyca się nimi, podziwia, kontempluje ich urodę. Jak artefakt w muzealnej gablocie. I w ten oto sposób przegrywa.
Po seansie pozostaje duchowa pustka.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones