Dziwne to kino. Obserwowanie jak pan T. mści się na bogu ducha winnych ludziach za stratę swej rodziny, wywołuje różne uczucia. Jednych zachwyca jedynie gotycki klimat i burtonowski smak
Dziwne to kino. Obserwowanie jak pan T. mści się na bogu ducha winnych ludziach za stratę swej rodziny, wywołuje różne uczucia. Jednych zachwyca jedynie gotycki klimat i burtonowski smak odczuwalny w filmie, jednak zdecydowana większość jest zniesmaczona marnymi umiejętnościami Deppa i spółki w dziedzinie śpiewu. Jak to było ze mną...? Bez owijania w bawełnę - podobało mi się. Jestem z gatunku tych, którzy lubią musicale. "Hair", "Kabaret" czy najnowszy "Across the Universe" należy do grona moich ulubionych filmów. I właśnie strona muzyczna w tym filmie jest najbardziej atakowana przez krytyków - zarzucają jej ogólną słabość i fakt, iż żaden (!) z aktorów nie potrafi śpiewać, a że większość zdań jest śpiewana, słuchanie tego filmu musiało być dla nich prawdziwą katorgą - szczerze im współczuję. I tu mówię otwarcie: wszystkie z powyższych odczuć były mi kompletnie obce podczas oglądania seansu - bawiłem się naprawdę przednio. Mało tego, zachwyty podczas oglądania filmu nie odstępowały mnie nawet na krok. Wspaniały, gotycki Londyn świetnie ujęty dzięki zdjęciom Dariusza Wolskiego (ten bieg kamery na samym początku jest po prostu cudny) służący za scenę dla, nomen omen, przejaskrawionych sytuacji; pseudodemoniczna, groteskowa wręcz postać Deppa jako tytułowego Sweeney'ego Todda to, jak dla mnie, jedna z lepszych kreacji w jego karierze (tu niezmiennie dominuje postać Sama w "Benny & Joon"). A strona muzyczna... Krótko - podczas seansu niejednokrotnie miałem dreszcze... Ja tu się zagadałem, a nawet o fabuły nie streściłem, już nadrabiam: Benjamin Barker, alias Sweeney Todd, miał kiedyś piękną żonę i śliczną córkę - ale to było dawno... 15 lat temu. W tym czasie został aresztowany pod fałszywym zarzutem i zesłany do Australii. Kiedy wrócił, okazało się że wszystko przepadło - żona zażyła truciznę, córka zaś jest trzymana pod kluczem przez tego samego sędziego, który zamknął jej ojca... Pan T. poprzysięga zemstę na wszystkich, którzy są winni takiemu stanowi rzeczy... Cała opowieść pełna jest typowo burtonowskich scen - gorzko ironicznych, jak na przykład sąd skazujących chłopca na stryczek czy spożywanie pasztecików przez Sweeney'ego. Jednak ostateczna wymowa filmu jest zadziwiająco pesymistyczna, zachowując tu nutkę marnego pocieszenia... W tytule pojawia się słowo "Demoniczny" - czy taki jest film? To zależy, jak bardzo widz odbierze sceny szlachtowania bez mrugnięcia okiem czy palenia żywcem - sceny te robią wrażenie, tylko czy aż tak?... I jeszcze jedno - nie wiem, czy jestem w tym stanowisku odosobniony, ale mi podczas niektórych scen przypomniał się inny świetny film Burtona - "Edward Nożycoręki". W pewnym momencie, nie wiedząc czemu, stanęła mi oczach scena tańczącej Winony w śniegu. I jakiś taki sentyment mnie ogarnął... No i przyszedł czas na komentarz o Deppie i jego popisach. Rewelacji tu nie ma. Śpiewa przyzwoicie i tyle. Momentami lepiej (zwłaszcza scena, gdy golił sędziego), ale i tak nie zmienia to faktu, że to tylko stany średnie. Jednak jest to jego pierwszy raz (Burtona z resztą też), więc nie będę się (specjalnie) czepiał... No i na koniec słówko podsumowania - warto czy nie. Dla fanów Burtona, pozycja obowiązkowa. Dla reszty ciekawostka ze wszech miar godna uwagi...